Krótka historia o tym, jak catering świąteczny może uratować honor

Nie spałam od dwóch tygodni. Sen z powiek spędzał mi koszmarek sytuacyjny, a mianowicie ja w roli gospodyni podczas planowanej przez moją teściową – wieczerzy wigilijnej (nie wiedzieć czemu, moja podświadomość, z diabelskim chichotem,  wrzeszczała na cały regulator, że będzie to OSTATNIA WIECZERZA).

Boże, uratuj mnie, a przyrzekam, że już nigdy nie skłamię! To moja kara za okłamywanie mojego męża, który sprzedał to kłamstwo swojej matce, wychwalając mnie pod przysłowiowe niebiosa, jaką to ja jestem świetną kucharką.

Powiedział Mamusi, że moje pierożki są pierwsza klasa! Ma się rozumieć! Ta cebulka, ten serek! To masełko! Paluszki lizać! Ale…

Tylko ja wiedziałam, że te pierożki ulepiły rączki w przytulnej restauracji o specyficznej nazwie Rzeszowskie Słoiki.

Tylko jak teraz ten sekret sprzedać mężowi, żeby nie doznał uszczerbku na zdrowiu psychicznym? Choć z pewnością, argumentem, który pozwoliłby mi wyjść obronną ręką z całej sytuacji, będzie fakt, że pieniądz ten został spożytkowany nie na artykuły kosmetyczne, lecz na dogodzenie podniebieniu szanownego małżonka.

Cała prawda, genialny mąż i catering świąteczny

No cóż, pora na rachunek sumienia. Po kilku dniach szarpania się z własną ambicją stwierdziłam, że czas schować dumę do kieszeni i wyznać mężowi prawdę.

Wracając z pracy, zajrzałam do Rzeszowskich Słoików, kupiłam pyszne gołąbki i nakryłam do kolacji. Mąż był zachwycony, prawie talerz oblizał, po czym otworzył puszeczkę złotego trunku na literę „Ż” i powiedział:

– Wal śmiało kochanie! Po tak smacznej kolacji wybaczę Ci wszystko! No, prawie!

Wykorzystując sytuację do maksimum, na bezdechu wypaliłam–bo ja nie umiem gotować! Buuuuu…

I nie wiem, jak ogarnąć wigilijną kolację. Przecież wszyscy padną trupem! I to nie z powodu moich umiejętności kulinarnych! Poza tym te zakupy, kto je zrobi? Nie mamy w domu dwunastu krasnoludków. Buuuu… Ja pracuję do samej wigilii. Chyba że Ty rzucisz jakieś zaklęcie? Wtedy dom się sam ogarnie, dywany zaczną latać i przy okazji same się wytrzepią. Mam ogarnąć full wypas dla 10 osób w cztery godziny, a jak zaświeci pierwsza gwiazdka, paść jak karp i nie mieć siły włożyć łyżki do ust? Umrę z głodu i zmęczenia! I to jeszcze przed pierwszą gwiazdką!

Mój monolog wywołał cichy rechot małżonka. Z szelmowskim uśmiechem dał mi do zrozumienia, że wie od dawna iż autorem tych pyszności jest jakiś Anioł z naszej knajpki na rzeszowskim rynku, a przepis na mój problem jest jeden – świąteczny catering. Dodał, z tylko sobie znaną kpiarską nutą, bym działała szybko, bo Mikołaj raczej nie przyniesie nam dwunastu dań pod choinkę.

Jejuśku, nie wiedziałam, że mam w domu geniusza! To znaczy, wiedziałam, ale tylko troszeczkę. Świąteczny catering to jest strzał w dziesiątkę! To jest antidotum na moje obawy. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam!

W Rzeszowskich Słoikach ceny są przystępne, jedzenie świetne, problem z robieniem zakupów odpadnie, Zenek nie będzie płakał, że musi ubić karpia, który patrzy na niego litościwym wzrokiem a ja po pracy znajdę jeszcze czas, by zajrzeć do kosmetyczki. Miły Pan Tomasz ze Słoików przywiezie do domku świąteczny catering. Pozostaje jedynie wybrać menu. Przygotować zastawę i świętować. Mój honor jest uratowany!

Ucałowałam siarczyście męża prosto w usta, zrzucając jego ręce i mówiąc ze słodkim uśmiechem, by nie liczył na więcej!

Wigilia, czas miłości i zrozumienia. Czas prawdy

Mina teściowej, która pałaszowała uszka wyławiając je z czerwonego barszczyku! Bezcenne! Przy pierożkach, poprosiła o dokładkę, a kiedy mąż wniósł karpia w galarecie, oniemiała.

Kasiu, ja Cię muszę bardzo przeprosić!-Sapnęła między jednym a drugim kęsem, oznajmiając wszem i wobec, iż nie posiadała wiedzy jakobym to ja była tak świetną kucharką! Te słowa warte były każdych pieniędzy! Wigilia Bożego Narodzenia to jednak czas świąt, czas prawdy i pokoju. Jakiś chochlik w mojej głowie szeptał-podziękuj i ani mru, mru! Ciesz się triumfem! Chwilo, trwaj!

Kiedy moje serce przepełniała radość, bo pękałam z dumy, Zenio z tajemniczym uśmiechem wypalił, że to nie ja! Nie ja jestem tym Aniołem od dwunastu dań, a świąteczny catering! Moje ciśnienie osiągnęło wartości maksymalne, a chęć ucieczki z własnej wieczerzy wigilijnej była prawie nie do opanowania. W tym momencie mogłabym zabić Zenia nawet słonym paluszkiem.

Teściowa z wrodzonym sobie wdziękiem, krzyknęła-wiedziałam! Stwierdzenie to padło natychmiast z jej pełnych ust, zanim ja zdążyłam otworzyć swoje. Brakuje jej tylko śliniaka, pomyślałam złośliwie.

Odzew był natychmiastowy. Koło ratunkowe zostało rzucone. Mój mąż włączył się nieproszony w dyskusję, mówiąc, że ma wspaniałą i najmądrzejszą żonę na świecie! W tym momencie słuch mi się wyostrzył, żądza mordu nieco opadła, tętno zwolniło.

Docenił mnie, mówiąc, że zamiast biegać po sklepach, złościć się i tracić czas na stanie w kolejkach, spędził ten czas ze mną (na całe szczęście nie mówiąc Mamusi jak, hmmm…)  Pochwalił się, że w tym roku nie goniłam go do garów, nie musiał błagać karpia, żeby sam zdechł i na reszcie ma uśmiechniętą i szczęśliwą żonkę w domu. W pięknej sukience, a nie kuchennym fartuszku z zieloną falbanką.  Mało tego, polecił Mamusi świąteczny catering, bo w przyszłym roku Mamusi kolej, obiecując, że Tatuś będzie zadowolony!

W tym miejscu oniemiałam, i uwierzyłam w magię świąt, ponieważ moja teściowa pierwszy raz przemówiła ludzkim głosem mówiąc:

-Wznieśmy toast za świąteczny catering!

 Magicznych świąt kochani!

stół wigilijny catering
choinka świąteczna
świąteczny stół
święta bożego narodzenia
Scroll to Top